Genesis
Przybylismy do Chorzowa o 14. Pusciliśmy się pędem przez park z rozmaitościami (wesołe miasteczko, zoo, rosarium) w kierunku stadionu. Pod stadionem konsternacja. Garstka ludzi...
Trzeba przyznać, że nastepnych 4 godzin nie bede miło wspominał. Przewidziane otwarcie bram zostało przesunięte wpierw z 16:30 na 17:30, a potem na 18:30 przy sypiących sie kurwach, chujach i róznych odmianach pierdolenia organizatorów. Wszystko to przy wspaniałej burzy i jednolitej ścianie deszczu. Bedąc tam sam z piecioma dziewczynami zarządziłem rzymskiego żółwika z parasolów i jakoś to było...Gdyby nie poncho które mieliśmy na sobie cały sprzet i prowiant miałby wieksza zawartość wody niż miał przed przybyciem...O 18:30 zaczeli wpuszczać. Szukali chyba skarbów...odkrecali ludziom butelki i wyrzucali korki (ja korek przemyciłem lecz nie pytajcie gdzie), długie parasole do depozytów, ciezkie aparaty również...dopiero 5 m przed bramka przypomniało mi sie iż nosze w plecaku nóż spręzynowy...ale go nie znaleźli... Weszliśmy na płyte...
Scena mnie powaliła...90-milionowy ekran z LEDów miał przekazywać wszystko co robią na scenie oraz robić ładne tło dla sceny, reflektory na kilkanaście metrów, setki głosników...wymiekłem. I tak czekalismy do 20:45.
Wyszli i zaczelismy się drzeć. Na pierwszy ogień poszły Behind the Lines i Duke's End. Potem Phil wystawił reke i oznajmił...zresztą zobaczcie...TUTAJ . "All I have to say is fucking deszcz" na pewno przejdzie do historii...a potem już było coraz lepiej. Turn it on again... znało może pół stadionu...ale efekt był znakomity...TUTAJ fragment. I zaczeło się tykanie...wiedziałem już że za chwilę No son of mine. To już znał kazdy...gardło zaczynało mnie juz boleć...najlepiej zobaczyć samemu...TUTAJ szczególnie milutkie są te błyskawice nad stadionem. Land of confussion jak wiadomo z fenomenalnym refrenem wypadło znakomicie przy wtórującym stadionie. Phil wziął po tej piosence kartę i zapowiedział że teraz będą grali "stara stara stara stara pioesenky" TUTAJ dowód. I zagrał In the cage i Afterglow. Musze przyznać że są jak wino ich starocie, im starsze tym lepiej smakują...Nastepnie Phil wyniósł stołek, usiadł na nim co miało znaczyć że teraz będzie ballada...złudne były moje nadzieję na In too deep, zagrali Hold on my heart. Ale po mistrzowsku...fragmencik TUTAJ. I własnie...stało się to na co najbardziej czekałem, oto nadeszła piosenka dla której najchętniej tam pojechałem...moim zdaniem najlepsza w ich dorobku...Home by the sea I & II. Intro do piosenki gdzie Phil tłumaczył iż to o nawiedzonym domu (stragna duch) można zobaczyć TUTAJ. Chyba popłyneło mi podczas tej piosenki parę łez, może to był deszcz...Potem Follow You Follow Me gdzie refren było słychac zapewne w Katowicach. I kolej na kolejne dwie starocie Firth of Fifth i I know what I Like. TUTAJ fragment tej pierwszej. Mama...co tu więcej mówić...TUTAJ fragment piosenki, która usłyszałem kiedyś podczas pokazu Davida Copperfielda i od tamtej pory chciałem to zobaczyć na żywo. Potem Ripples, krótko - genialne !! i znowu mi coś sie wymieszało na twarzy z deszczem...Zastanawiałem się czy Phil powtórzy wyczyn sprzed 20 lat na Wembley gdzie rozgrzewał publikę przed tą piosenką słynnym DiiDooDeeeee. I zrobił to...TUTAJ fragment Throwing it all away. Kolejnym dublem z Wembley było domino...podzielił nas na sektory a potem tam gdzie padało światło ludzie mieli krzyczeć. Kto nie był niech żałuje...bo dalismy czadu...a jeszcze więcej dali Oni gdy wykonali Domino (In the glow of the night). TUTAJ mozna zobaczyć...Phil podszedł do drugiego zestawu perkusyjnego i zaczęli z Chesterem Thompson'em Drum Solo które łagodnie przeszło w Los Endos. Obawiałem się, że z racji tytułu bedzie to już koniec...ale na szczęście się myliłem...TUTAJ końcówka Los Endos gdy Collins uczy nas rytmicznie klaskać. Na Tonigt Tonight Tonight zrobił tę charakterystyczną mine podczas refrenu gdzie musi zawyć...i na każdym zdjęciu wspaniale to wychodzi, ciesze się że takie również posiadam...
Na Invisible Touch (TUTAJ) robił z nami co chciał, scena migotała tysiącami kolorów, nawet nie zorientowałem się że zdązył przedstawić zespół i ...sie pożegnać. Faktyczny koncert dobiegł końca... Zaczeliśmy krzyczeć...
Po dwóch minutach wyszli...Phil zaczął chodzić jak robot i było jasne że na bis zostawili I can't dance (TUTAJ) oraz przepięknie wykonaną Carpet Crawlers. Tu znowu mi coś do oka chyba wpadło... Po tej pieknej balladzie powiedział, że byliśmy wspaniałą publicznością i pomimo deszczu stworzyliśmy świetne widowisko... po czym ukłonili się i poszli...
PS Ja ze swojej strony chciałbym podziękowac wszystkim, którzy wrzucili swoje filmiki na serwer YouTube i wydatnie przyczynili się tym samym do powstania tej notki.
Dodaj komentarz