Zaczęło się od tego, że na którymś zagranicznym, typowo Shoutcast'owym radyjku usłyszałem reklamę płyty... Niby zwyczajnej płyty dla wielu z Was... No ale nie dla mnie. Była to reklama płyty na której zarejestrowano światową premierę albumu Mike Oldfield'a Tubular Bells III w Londynie. Zremasterowana, wzbogacona o dźwięk 5.1, z AC3 Filter Boost i innymi bajerkami o których szkoda pisać nim się ich nie usłyszy. Skład grupy artysty jest niezmienny od 10 lat więc nie oczekiwałem wpadek. Carrie Melbourne na basie i Katherine Rockhill na fortepianie. One zdecydowanie uświetniły ten występ. Nie tylko swoją grą :).
W odniesieniu do części pierwszej i drugiej słychać technologiczną przepaść. Carrie zastąpiła Steven'a McCormicka na basie i dorzuciła do tego też kitrę. Ogólnie wszyscy muzycy zostali wymienieni. Nie ma juz charakterystycznego instrumentu (polegał na ułożeniu dwudziestu dzwonków rowerowych nałożonych na siebie i uderzanych z boku pałeczkami) tak zwanego RingSide'a. Jest za to wspomniana kitra i fingerflapsy o których potem.
Mike na tę okoliczność machnął włosy na blond ażeby wyglądać młodziej i bardziej „trendy”. Niestety, a właściwie stety nie zabił swojego charakterystycznego stylu za który kocha Go 175 tysięcy ludzi obecnych na tamtym koncercie. Proponuję najpierw przeczytać opis każdej pieśni a później ją pobrać. W ten sposób będziesz miał/a pewność, że nic nie umknie Twoim uszom.
1.The Source of Secrets.
Wstęp proszę Państwa jest nie na czym innym tylko na kieliszkach od wina wypełnionych wodą w odpowiedni sposób aby uzyskać odpowiedni dźwięk poprzez pocieranie palcem ich krawędzi. Potem ukochane brzmienie fortepianu znane poniekąd z 2 poprzednich części, glockenspiel (po naszemu cymbały), bas brzmiący w sposób bardzo nowoczesny i wreszcie delikatne wtrącenie sampla na gitarze double sampled(oczywiście gra palcami a nie kostką). Co jakiś czas do „gry” włącza się hinduska wokalistka co tylko nadaje coraz piękniejszej atmosfery temu utworowi. Całość zwieńczona dialogiem pomiędzy gitarą a klawiszami zakończona znowu uwerturą na kieliszkach.
2.Jewel in the Crown
Najspokojniejszy utwór na płycie. Polega właściwie tylko na pięciu nutach powtarzanych przez kilka różnych instrumentów. (kieliszki, klawisze, pipe organ, nylon guitar). Gorąco polecam !!
3.The Watchful Eye
Sam beat na początku wskazuje, że nastąpiło przejście w żywszą cześć koncertu. Charakterystyczny motyw Mike gra najpierw na klawiszach, po czym wchodzą dynamic percussion (na takich tylko i wyłącznie grał zespół Kombi i wtedy czuć ten remastering)., by powtórzyć motyw z klawiszów na swojej nieodłącznej, nylonowej gitarze, a następnie pozwala wspomnianej wcześnie hinduskiej wokalistce Amir wyśpiewać Jej kwestię (coś pięknego). Prawdziwy majstersztyk instrumentów perkusyjnych, pojawia się nawet tajlandzki bęben i fingerflapsy (dzwonki nałożone na kciuk i palec wskazujący). Warto zwrócić uwagę na genialną solówkę pod koniec piosenki, która zwiastuje coś jeszcze mocniejszego i żywszego niż Watchful Eye.
4.Outcast
To już jest mistrzostwo świata ten utwór. Rozmowa 4 gitar, trzech elektrycznych, jednego akustyka plus bas i perkusja. Zdecydowanie trzeba być arcymistrzem gitary by wykonać coś takiego na żywo. Najlepszy utwór na płycie.
5.Serpent Dream
Kolejny utwór obrazujący wirtuozerię gitary Oldfield'a. Tym razem akustycznej. Podkład robi Mu banshee czyli bęben z koziej skóry uderzany podwójną pałeczką(nie mylić z pojazdem). Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat hinduskiej muzyki zwieńczony solówką na stalowej gitarze.. Kolejny brylancik na płycie.
6.The Inner Child
Wiele osób, które ze mną słuchały i oglądały ten koncert desygnowały te pieśń do miana najlepszej. I faktycznie ma w sobie COŚ. Coś magnetyzującego... coś co sprawia, że napięcie wzrasta i moment gdy wokaliza staje się typowo gardłowa poprzedzona werblem i kotłami sprawia, że słuchacz ma gęsią skórkę. Bez tego utworu płyta nie byłaby „specyficzna”. Najlepiej słuchać samemu od deski do deski.
7.Man in The Rain
Ech.. i tu potknięcie. Po prostu piosenka... jakby żywcem przekopiowana z „Moonlight Shadow”. Jak dla mnie wierne odbicie, aczkolwiek poprawnie wykonana z piękną linią melodyjną i mistrzowską solówką. Ale to już było...
8.Top of The Morning
Popis Katherine na fortepianie. Każda nuta to balsam dla uszu. Po prostu arcydzieło. Nic dodać nic ująć. Tylko słuchać w nieskończoność.
9.Moonwatch
Piosenka, która intryguje mnie coraz bardziej im dłużej jej słucham. Rozpoczyna ją ciekawy instrument zwany rollersound, polega na obracaniu tuby techniką klepsydry, a stalowe kule w środku pocierają o ściany tuby dając ciekawy dźwięk...po chwili wchodzi piękna suita na fortepianie...klawiszach...gitarze...przechodząc łagodnie w preludium z początku płyty...
10.Secrets
Właściwie kopia pierwszego utworu z tym że zawiera większą domieszkę instrumentów elektronicznych. Generalnie bardzo ciekawy dodatek. Wstęp do wielkiego finału.
11.Far Above The Clouds
Właśnie...finał...zaczyna się biciem serca...dziecko w oddali wciąż powtarza „Far above the clouds” i w końcu tłumaczy że tylko człowiek stojący w deszczu jeśli tylko bardzo chce potrafi się wzbić wysoko poza deszczowe chmury gdzie nikt nie będzie Go niepokoił i usłysz kojący dźwięk dzwonów rurowych. Wtedy właśnie Mike po raz pierwszy uderza...ciarki to chyba za mało powiedziane...nagle wszystkie instrumenty zaczynają grać...Mike uderza w systemie trzy nutowym w ogromne dzwony by po chwili ten motyw przejęły mniejsze dzwonki w które uderza już inny artysta...w tym czasie słychać jak Mike włącza steel guitar. I dzwonki nagle stają się tłem... na pierwszy plan wchodzi solo gitarowe jakie mógł stworzyć tylko mistrz...rozmowa dzwonów z gitarą to po prostu cudo...Powoli cichnie rozmowa...ostatnie uderzenie dzwonu... i nagle odzywa się Big Ben. Jest punktualnie 22. Koniec koncertu.